Nie odpuszczam Projektowi Denko. Ambitnie staram się zużywać
kosmetyki do samego końca. Z założenia dopiero po zużyciu powinnam kupić
kolejny kosmetyk. Z tym mam jeszcze problem, ale bardzo się staram.
Najważniejsze jest to, że nie marnuję kosmetyków. Styczeń obfitował w puste
opakowania. Same popatrzcie ile pustych opakowań.
A teraz po kolei.
Rozpocznę od mycia twarzy. Używam mydła, ale nie tylko.
Chociaż coraz bardziej myślę o tym, że mydłow
zupełności zaspokaja moje potrzeby w tym zakresie.
Mam cerę mieszaną. Służą jej kosmetyki z zawartością olejku
z drzewa herbacianego. Mydło kastylijskie do twarzy z olejkiem herbacianym od
Desert Essence bardzo mi się spodobało. Do wieczornego porządnego oczyszczania
cery w sam raz. Marka Dessert Essence ma duży wybór dobrych naturalnych
kosmetyków.
Rano dla odmiany serwuję mojej buzi dużo łagodniejsze mycie.
Pianka Andalou Naturals 1000 Roses to sama łagodność. Zapach róż dobrze nastraja
z samego rana.
Jestem wielką fanką wody różanej. Ostatni miesiąc należał do
wody różanej Pukka. Muszę przyznać, że to jedna z lepszych gatunkowo jakie
używałam. Nie wiem czy się ze mną zgodzicie, ale ja uważam, że wody różane są
różnej jakości, od bardzo kiepskich i przeciętnych po prawdziwe królowe. Woda
różana Pukki należy do tych ostatnich.
Zachwyciły mnie dezodoranty Schmidt’s. Miałam wersję z
bergamotką i limonką. Mam już kolejny słoiczek. Recenzję przeczytacie tutaj.
Pisałam już niejednokrotnie, że mam problemy z bolącymi
stawami. Stosuję różne preparaty. Wart uwagi jest krem z kamforą i tymiankiem
oparty na zielonej glince Argital. Pomaga i to jest najważniejsze.
Lubię pielęgnację z aloesem w roli głównej. O kremie
nawilżającym Born to Bio przeczytacie tutaj.
Zużyłam także dwa bardzo dobre kosmetyki Femi. Liftingujące
Serum pod oczy i na powieki towarzyszyło mi ponad 10 miesięcy. Nie ma się co
dziwić – 50 ml. Drugim dobrym kosmetykiem była maseczka oczyszczająca
Bio-Puritas.
Mój hit do włosów to tonik wzmacniający Aubrey Organic. Recenzję
przeczytacie tutaj.
Denko bez mydeł w kostkach, a w właściwie po opakowaniach po
nich nie byłoby ważne.
Królowaniem w ostatnim czasie musiały podzielić się Nubian
Heritage (klik) oraz Czyste Mydło (klik). Tym razem używałam klasyka czyli
czystego mydła kastylijskiego. Najdelikatniejsze z możliwych mydeł.
Dobrym było także glicerynowe mydło Hugo Naturals o zapachu
patchouli i drewna sandałowego. Zapach przepiękny. Jedna rzecz bardzo mnie
zaskoczyła – było wyjątkowo twarde jak na mydło glicerynowe.
Na koniec trochę drobiazgów czyli mineralny cieć EDM o nazwie
Illuminator, błyszczyk Lavery w kolorze mango oraz pomadki ochronne Hurraw i Sierra
Bees.
Ambitnie zużywam próbki. Muszę przyznać, że nie wiem skąd
się ich tyle bierze. Zużywam i ciągle mam.
A jak Wasze denka?